Książkowo - Nie każda bajka dobrze się kończy - Wzlot i upadek Sierra on-line
Sierra była i jest marką, która dobrze mi się kojarzy od późnego dzieciństwa. Mając Atari nie słyszałem o niej, nie zakorzeniła się w głowie, ale już na PC, którego miałem od razu potem – jak najbardziej! Razem z siostrą uczyliśmy się angielskiego na King’s Quest, siedząc z nosem w słowniku i starając się rozgryźć niełatwe wtedy (a i teraz na pewno też) zagadki. Przypominam, że był to czas głęboko ‘nieinternetowy’ – rok 1992. Także ja w Polsce dowiedziałem się o King’s Quest prawie dekadę później – przy takiej blokadzie technologii i informacji – nic dziwnego.
Pamiętam po kolei w sumie wszystkie serie ich gier. Grałem w King’s Quest od część pierwszej aż do piątej, Space Quest był humorystycznym przeniesieniem w sferę science-fiction, Larry był personalnym wyzwaniem, aby w końcu Larry ‘zaliczył’ :D, Police Quest już dużo poważniejszy, traktujący o ciężkiej pracy policjanta.
Patrząc na historię tej firmy i jej spółek zależnych aż zadziwia jak bogate mieli portfolio – Sierra On-Line, Dynamix, Cocktel Vision, SubLogic, Synergistic Software, PyroTechnix – odpowiedzialne za takie tytuły jak: Hi-Res Adventure, Jaw Breaker, Frogger, Ultima, BC’s Quest for Tires, King’s Quest, Space Quest, Leisure Suit Larry, Police Quest, Quest for Glory, A-10 Tank Killer, Jones in the Fast Lane, Conquests of Camelot, Adventures of Willy Beamish, Castle of Dr. Brain, Heart of China, Red Baron, EcoQuest, Gobliiins, Incredible Machine, seria Aces of, seria Betrayal at/Return to Krondor, Gabriel Knight, Caesar, Phantasmagoria, Diablo Hellfire, Half-Life. Uffff, dziesiątki gier definiujących branżę, setki wydane. Firma dzierżąca również palmę pierwszeństwa min. za pierwszą sieć gier online, pierwszą grę przygodową z grafiką, pierwszy produkt, który obsługiwał kartę muzyczną (no, muzyka w King's Quest na Sound Blasterze, gdy w końcu go kupiłem brzmiała rewelacyjnie), pierwszy graficzny edytor tekstu, pierwsza gra na PCjr, pierwszy „proces sądowy o wygląd i odczucia” za Gobbler/Jawbreaker - jest tego dużo.
Wszystko opisane w książce, którą po prostu pochłonąłem jakoś rok temu. Złapałem się na tym, że przygotowując się na szybko do tego wpisu przeczytałem ją praktycznie całą ponownie :)
Pamiętam godziny spędzane z seriami ‘Quest’, gdzie z klawiatury musieliśmy wpisywać polecenia, pamiętam loty w A-10 Tank Killer, pamiętam rozwiązywanie zagadek w Castle of Dr. Brain, Incredible Machine i Gobliiins. Sierra zawsze kojarzyła mi się z niesamowitymi przygodami, które mogłem przeżywać na ekranie swojego komputera. Z odkrywaniem nowego, przełamywaniem granic zarówno komputera jak i swoich.
Ken Williams opisuje w książce po kolei swoją historię życia. Robi to jednak w dość specyficzny sposób, nie znudził mnie jednak (w przeciwieństwie do innych książek, które ocenię w następnej kolejności), wtrącając trochę mentorskich porad. Programistycznych, marketingowych, życiowych, itp. - te fragmenty akurat mogą niektórym nie pasować, bo jednak mają już swoje lata, ale wydawały mi się dość uniwersalne. Niemniej - zdziwiła mnie ich obecność w tej książce, wolałbym aby zamiast nich znalazło się więcej informacji o grach, które zaowocowały ich międzynarodowym sukcesem.
Czegóż w tej książce nie ma! Jest najważniejszy pierwiastek życia Kena - Roberta, gdyż to ona zapaliła go do wejścia w branżę gier (sam wolał pracować nad kompilatorem Fortrana). Są opisy AGI – Adventure Game Interpreter, które zrewolucjonizowało podejście do gier przygodowych. Są różne komputery, z którymi dane było pracować Kenowi. Jest Apple II, jest CDI (Control Data Institute), które udowodniło, że potrafi programować i jest w tym bardzo dobry. Jest pasja wiedzy i nauki, jest pomoc żonie w jej pomyśle (Mystery House), przy okazji znajdując pomysł na miliardowy biznes. Jest sotfporn adventure (literówka zamierzona, bo nie wiem co obetnie Google). Są ciekawostki, jak zablokowanie numerów telefonicznych stacji radiowych przez telefony w sprawie puszczenia na antenie utworu z King’s Quest VI – The Girl in the Tower. Jest gorzka piguła w temacie nieudanego przejęcia przez CUC, oszustw finansowych, braku porozumienia, intencjonalnego niszczenia dobrze prosperującej firmy. Są też informacje dotyczące przeprowadzki emerytalnej do Meksyku i późniejszych żeglarskich pasji.
Mnie książkę czytało się bardzo dobrze, ale warto być krytycznym. Z momentu na moment, ze strony na stronę dzieje się coś nowego, niespodziewanego. A to informacja o tym jak pisali Larry'ego, a to co robi jego aktualny twórca. Opis słynnego zdjęcia w jacuzzi kobiet z Sierra, luźne podejście do tematów kreatywności, wsparcie firm i ludzi z pasją. Przejęcia gigantów aby stać się bardziej zdywersyfikowaną firmą, Obok lakonicznego 'Kupiłem tę firmę' - opis sposobu kodowania widoczności obiektów w AGI. Widać, czuć jak głęboką i inteligentną osobą jest Ken i jego żona, czuć chemię pomiędzy nimi, wzajemny szacunek dla siebie, pracy, dzieci, własnego rozwoju. Osobną kwestią jest też dość chaotyczna konstrukcja książki i ułożenie rozdziałów.
Polecam, jednak jest to trochę inne podejście do tematu niż możecie się spodziewać. Ja na pewno za jakiś czas pochylę się nad nią ponownie.
Dla statystki - książka wydana przez Wydawnictwo Openbeta, ponad 370 stron, okładka miękka, korekta mogłaby być lepsza, ale to jest ogólny problem tego wydawnictwa.
Komentarze
Prześlij komentarz