wtorek, 21 sierpnia 2018

A a a a a, Ataaaari. Wspomnień czar.

Ehhh... Nostalgia człowieka dopadła. Odebrałem właśnie z serwisu moje Atari 65XE. Przeszło z moich rąk do kuzyna, później wróciło do mnie. Przeleżało dość długo na strychu, później okazało się, że padł ROM i RAM. Na szczęście są jeszcze ludzie, którzy zajmują się reanimowaniem takich sprzętów (pozdrawiam Pana Jacka Zimę o pseudonimie Winter). Wymienił szybko, bezboleśnie dla pacjenta.

Z pewną dozą obawy podłączyłem go do telewizora...


Ale komputer ruszył bez problemu, mogłem się również wykazać w kwestii zdolności programistycznych ;)


Kultowy (jak dla mnie przynajmniej) Self test również zagrał znaną muzyczkę, przypomniał kolory.

To też ciekawa kwestia, bo nie każdy zapewne pamięta, że:
1. Nie wszyscy wtedy jeszcze mieli kolorowe telewizory
2. Jeżeli nawet mieli, to okupowali go często domownicy i nie można było sobie pograć w kolorze, bo rodzice przeganiali...
3. Miałem do niego dedykowany monitor monochromatyczny, także gry i dema raczyły mnie odcieniami ZIELENI. Do tego - czasem mu 'padała synchronizacja' i trzeba było go mocno walnąć od góry, aby zaczął poprawnie działać.

O, chyba taki miałem:






Powyżej komplet wraz z joystickiem Megaboard. Był takim moim marzeniem, które długo pielęgnowałem po zobaczeniu reklamy w Bajtku albo Top Secret. Długo zbierałem na niego pieniądze, kupiłem na giełdzie w Katowicach. Miał licznik czasu 'w dół', 'w górę', slow motion i auto fire. Które nigdy się nie przydały, ale co tam - chciałem go mieć. Okazał się niezbyt ergonomiczny, ale co tam - się grało!


Powyżej kolejny 'znak czasu' - składanki na kasetach. To akurat 'Zestaw programisty'. Polecam zwrócić uwagę na 'profesjonalne' opisy do nich. I mityczne: 'Więcej informacji znajdziesz w opisach programów'. Ciekawe czy była w Polsce osoba, która takie opisy wtedy miała...


Kolejna domena komputerów Atari i Commodore - cartridge. Czyli karty, na których wgrane 'na sztywno' były gry czy też programy użytkowe. Dzięki temu uruchamiały się błyskawicznie. Starsi zapewne pamiętają, że szybkość magnetofonu Atari była dramatyczna - 600 bodów (czyli bitów) na sekundę. Przez co niektóre gry 'wgrywały się' i ponad 20 minut. Z tego to powodu montowano 'Turbo', czyli sprzętowe przeróbki magnetofonu. Ja miałem Blizzard. W początkowej fazie należało najpierw załadować loader do 'Turbo' w 'Normalu' i dopiero później grę w 'Turbo'. Pamiętam, że miałem kasetę z kilkudziesięcioma jednostkami na taśmie (wtedy gry liczyło się na jednostki obrotów licznika magnetofonu) i na niej wyłącznie same loadery. Cartridge eliminował tą uciążliwość - miałem po prostu wtedy loadery zapisane na nim. Z tego co kojarzę - Universal loader ładował zdecydowaną większość. Commodore miał swojego Black box'a, ale to był przeciwny front barykady ;)

Kultowe 'ciszej, bo się nie wgra' uderzy mnie zapewne jesienią, kiedy mam ochotę przejrzeć zawartość kaset, bo 'zgubił się' zeszyt z opisem ich wszystkich...

1 komentarz:

  1. Cześć, to też był mój pierwszy komputer... to o czym tutaj piszesz jest mi dobrze znane... łezka się kręci... ;)

    OdpowiedzUsuń